1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW
PolitykaCzechy

Rosjanie w Czechach mieli kupować Niemców i Polaków

28 marca 2024

Czeski rząd wpisał na krajową listę sankcyjną dwóch prorosyjskich Ukraińców i związaną z nimi firmę zapisaną na Polaka. Mieli wpływać na eurowybory, podpłacać zachodnich polityków i szerzyć antyukraińską propagandę.

Widok na centrum Pragi
Stolica Czech - PragaZdjęcie: Michael Heitmann/dpa/picture alliance

W środę 27 marca rząd premiera Petra Fiali wpisał na czeską listę sankcyjną kolejnych dwóch ludzi Władimira Putina i związaną z nimi firmę. To skutek trwających rok dochodzeń Informacyjnej Służby Bezpieczeństwa (BIS), czyli czeskiego kontrwywiadu, który rozpracował zorganizowaną przez Rosję sieć.

Miała ona zmanipulować tegoroczne wybory do Parlamentu Europejskiego nie tylko w Czechach, ale i szeregu innych państw Unii, osłabić wsparcie dla Ukrainy i propagować koncept „rozwiązania pokojowego”, polegającego na doprowadzeniu do jej zakończenia poprzez wstrzymanie dostaw broni dla ukraińskiej armii.

Te działania miałyby według szefa czeskiego rządu „poważne następstwa dla bezpieczeństwa”. – Celem było prowadzenie w Unii Europejskiej działań przeciw terytorialnej integralności, suwerenności i niezależności Ukrainy – powiedział premier Fiala na konferencji prasowej w środę po posiedzeniu rządu.

Premier Czech Petr FialaZdjęcie: Kenzo Tribouillard/AFP/Getty Images

Przyjaciel Putina i jego prawa ręka

Obaj wpisani w środę na czeską listę sankcyjną są Ukraińcami. Pierwszy, Wiktor Medwedczuk, był w latach 2002-2005 szefem kancelarii prezydenta Leonida Kuczmy, ale przede wszystkim przyjacielem Władimira Putina, który jest ojcem chrzestnym jego córki.

W maju 2021 roku ukraińskie media opublikowały film, na którym Medwedczuk składał gratulacje przywódcy tak zwanej Donieckiej Republiki Ludowej Denisowi Puszilinowi i życzył mu kolejnych zwycięstw. Z tego powodu został zatrzymany, oskarżony o zdradę stanu i osadzony w areszcie domowym. Po agresji Rosji na Ukrainę udało mu się zbiec, jednak kilka tygodni później wpadł ponownie. We wrześniu 2022 roku Ukraina wymieniła go za obrońców Azowstalu. Dziś żyje prawdopodobnie w Rosji.

Jak żyją Rosjanie w Serbii?

02:41

This browser does not support the video element.

Drugi to Artiom Marczewski, exszef młodzieżówki partii Platforma Opozycyjna – Za Życie, której posłem był Medwedczuk. Marczewski był też asystentem jednego z posłów tego ugrupowania, a poza tym miał wiele do czynienia z kanałami telewizyjnymi 112 Ukraina i Perszyj Nezałeżnyj, zakazanymi w 2021 roku dekretami prezydenta Wołodymyra Zełenskiego. Za jego pośrednictwem oba kanały były kontrolowane przez Medwedczuka.

Czeska lista sankcyjna

Gdy w kwietniu 2022 roku ukraińska prokuratura wszczęła śledztwo przeciw kilku asystentom posłów Platformy Opozycyjnej, Marczewski, jak napisała w środę czeska gazeta „Deník N”, „zniknął z życia publicznego” i „przeprowadził się do Czech”. Tam jednak wpadł w oko kontrwywiadu, którego agenci doszli do wniosku, że to on kontroluje spółkę, której właścicielem i szefem od 14 marca 2023 roku jest mieszkaniec Warszawy Jacek January Jakubczyk.

Tego samego dnia firma przeprowadziła się z dość oddalonej od centrum Pragi dzielnicy Strasznice na odchodzącą od placu Wacława ulicę Krakowską i jednocześnie zmieniła dotychczasową nazwę Dada-Mapo na Voice of Europe. I to właśnie od tej nowej nazwy rozpoczyna się ostatni jak na razie wpis na czeskiej liście sankcyjnej.

Spółka prowadzi między innymi tak samo się nazywający anglojęzyczny portal internetowy voiceofeurope.com, który jednak w środę wieczorem i w nocy był (już?) niedostępny. Działała natomiast jeszcze strona tegoż portalu na Facebooku, ale tam ostatni post został zamieszczony mniej więcej o tej godzinie, gdy kończyła się konferencja prasowa rządu.

Rząd nie może niczego zamknąć

– Rząd nigdy nie zamknął żadnych stron internetowych i nie zrobi tego teraz, ale władze państwowe będą egzekwować sankcje. W tym wypadku uniemożliwią one dalsze działanie Voice of Europe – zapowiedział premier Fiala na konferencji prasowej.

– To nie jest całkiem dokładnie tak – mówi DW ekspert do spraw Europy Środkowej i Wschodniej praskiego think tanku AMO (Stowarzyszenie Spraw Międzynarodowych) Pavel Havlíczek i przypomina, że po wybuchu wojny Rosji przeciw Ukrainie „instytucje rządowe poprzez wojskowe służby wywiadowcze zaleciły usunięcie kilku stron działających w czeskiej przestrzeni informacyjnej”.

– Ale premier ma rację w tym sensie, że rząd nie ma podstawy prawnej, która by umożliwiała tego typu przeciwdziałanie dezinformacji. Nie ma prawa niczego wyłączyć. To może zrobić według Havlíczka jedynie założone ponad ćwierć wieku temu stowarzyszenie osób prawnych CZ.NIC, administrator krajowej domeny internetowej „.cz”.

Wszystko wskazuje na to, że i tym razem tak się stało z portalem voiceofeurope.com i że słowa szefa rządu zostały wprowadzone w życie, zanim dziennikarze zdążyli wrócić do swoich redakcji.

Co znaczą sankcje?

Umieszczenie na liście sankcyjnej w każdym wypadku oznacza natychmiastowe zamrożenie przez Urząd Analiz Finansowych (FAÚ) wszelkich znajdujących się w kraju aktywów czy to wpisanego na listę człowieka, czy też osoby prawnej, w tym wypadku spółki Voice of Europe. – To znaczy, że oni nie mogą potem dysponować swoimi kontami bankowymi, nie mogą sprzedawać nieruchomości – wyjaśnia Havlíczek.

– Inaczej mówiąc majątek przechodzi pod zarząd FAÚ. To nie oznacza wywłaszczenia, ale utratę kontroli nad tym majątkiem przez jego właściciela, możliwości dysponowania nim, przekazywania go – dodaje ekspert. Firma może nadal prowadzić działalność i wypłacać pensje swoim pracownikom. – O ile oczywiście nie jest to sposób na wyprowadzenie majątku na zewnątrz, poza granice kraju – wskazuje analityk AMO.

Głos Europy?

Kto nie zaglądał dotychczas na stronę Voice of Europe (po polsku Głos Europy) musi zdać się na relację gazety „Deník N” wyjaśniającej, że miejsce w spółce zajmują „głównie skrajnie prawicowi politycy, których łączy sprzeciw wobec Unii Europejskiej i przychylność do Rosji”. Według gazety jest to przede wszystkim pierwsza trójka kandydatów Alternatywy dla Niemiec (AfD) na europosłów. 

A zatem jej Spitzenkandidat (wiodący kandydat), wywodzący się Górnych Łużyc Maximilian Krah. Nr 2 to Petr Bystron, który urodził się w Ołomuńcu na Morawach jako Bystroń (w czeskiej pisowni Bystroň) i dorastał w Czeskim Cieszynie na Zaolziu, nim w 1988 roku uciekł z rodzicami do Republiki Federalnej. Nr 3, René Aust, jest zaś wiceszefem partii i jej posłem do Landtagu Turyngii.

Oprócz nich „Deník N” wspomina flamandzkiego separatystę Filipa Dewintera oraz „niderlandzkiego politycznego fana Putina” Thierry'ego Baudete'a.

Ale nie brak tam i bardziej znanych czeskiemu czytelnikowi nazwisk, jak byłego ministra spraw zagranicznych, chadeka Cyrila Svobody, expremiera i dawnego szefa czeskiej socjaldemokracji Jirzíego Paroubka, czy w końcu prezydenta z lat 2003-13 Václava Klausa, który już jako były szef państwa występował w roli gościa zjazdów AfD w Stuttgarcie czy w Berlinie. I na przykład w 2016 roku w stolicy Badenii-Wirtembergii zapewniał swoich słuchaczy, że jest „prawdziwym fanem ich partii”, która jego zdaniem „jest ważna i dla nas w sąsiednim kraju”, a „demonizowanie AfD” określił jako „absurdalne i kłamliwe”. Zebrał za to wielokrotnie burzliwe oklaski.

Kasa dla „Europy”?

Ale kontakty z zachodnimi politykami nie kończyły się według czeskiego kontrwywiadu na rozmowach. „Niektórzy z europejskich polityków współpracujących z platformą medialną byli według BIS opłacani. A niektórym z nich z pieniędzy pochodzących z Rosji według agencji kontrwywiadu sfinansowano też kampanię przed czerwcowymi wyborami do Parlamentu Europejskiego”, pisze „Deník N”. Powołując się na źródło w czeskim MSZ redakcja twierdzi, że wśród udokumentowanych przypadków nie ma żadnego czeskiego polityka.

Są natomiast według tegoż źródła z sześciu innych państw Unii: „Konkretnie chodzi o polityków z Niemiec, Francji, Polski, Belgii, Holandii i Węgier”, dowiaduje się dziennik z cytowanego już źródła. Nie dowiaduje się jednak, o kogo naprawdę chodzi. W każdym razie żadne nazwisko w tekście nie pada, a jedynie informacja, że „sprawa dotyczy między innymi niemieckiej skrajnie prawicowej partii Alternatywa dla Niemiec”. Autorzy przypominają w tym momencie, że AfD jest obecnie na szczytach swej popularności i nie tai swoich ambicji, a w wyborach do Bundstagu w 2025 roku chce wystawić swojego kandydata na kanclerza.

Niemcy testują czterodniowy tydzień pracy

01:14

This browser does not support the video element.